sobota, 28 grudnia 2019

DARK SIDE OF LIFE

"Chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz mu o swoich planach"

Znowu zrzuciło mnie do mojego underground'u. Wiosną obiecałam Wam ciemną stronę, więc wyłaniam się z mojej ciemności... Nie chcę pisać, że podążamy w stronę światła, bo nie wiem jaka będzie przyszłość, ale patrzę na nią z pokorą.

Bez zbędnych słów. Szczęśliwego Nowego Roku.

sobota, 20 lipca 2019

SIELSKIE KLIMATY: JANUSZEK

Wspominałam już o tym kiedyś, że w mojej głowie żyje dużo historii i dużo się dzieje ;). Dzisiejsza sesja, to efekt wypadkowej kilku z nich.

W życiu słońce przygrzało mi mocno tak naprawdę tylko raz, ale do tego stopnia, że jak to się mówi "rzygałam jak kot" całą noc :o :o :o . To było jakieś ponad 20 lat temu i bardzo skutecznie wyleczyło mnie z zaufania do słońca. Tak się jednak składa, że rok rocznie w czerwcu się procesuję, i zawsze staję przed dylematem "Co ubrać???". Nie, nie - nie chodzi tu o rewię mody, a raczej o skuteczną broń z najmocniejszą solarną lampa świata, która mam wrażenie tego dnia przyświeca mi kilka razy mocniej. W zeszłym roku miałam przy sobie moją etniczną chustę, którą w krytycznym momencie obwiązałam wokół głowy. Wyglądałam jak prawdziwa Yasserowa Arafatowa. Wtedy stwierdziłam, że tu coś chyba jest nie tak. Coś jednak przekombinowałam :|.

Nie od dziś wiadomo, że na słońce zalecane są jasne barwy, a na upały przewiewne materiały. A jako że takowe posiadam w szafie, to skleciłam sobie zestaw z lnianych galotek i lnianej bluzki. Na głowę grzeje mi najmocniej, więc dobrałam jeden z moich kapeluszy. Słomkowy, bo nie czarny, wełniany ... A buty to się nasunęły same, no bo przecież nie półbuty, czy lakierki...

Nie wyszłam jeszcze z domu, a już padło pytanie, dlaczego wyjdę w dresie. To nie jest żaden dres. To są lniane spodnie i lniana bluzka. I w ogóle to jest osobno, a nie w komplecie!

Na procesusie spotykam Panią Matkę. Wyglądasz jakbyś jechała na safari.Bo mi gorąco mi, gorąco. A co to źle? Nie no ładnie, ładnie, tak tylko .

Ale coś jednak tu nie gra, nie gra. Widzę to spojrzenie spod ukosa, którego ma nie być widać, więc udaję że nie widzę. Nawet nie na safari...ale jakbyś do pola szła.. No i trudno, jak z ludu. Takiego z warkoczami. Gorąco jest.

W drodze powrotnej z daleka widzę sąsiada. A sąsiad działaczem ludowym jest. I to takim konkretnym, stronnictwo ludowym nawet, więc czuje temat, a ja wiem że zaraz będzie rapsodii ciąg dalszy.

Dzień dobry. Dzień dobry. A co, sianokosy nadchodzą??? NIE!!! Czekam aż remake "Chłopów" będą kręcić. I już podskórnie czuję, że z działaczem ludowym to nie będzie łatwo.

No to może inaczej. Proponuję garbie do ręki i się wybrać na czereśnie.

OOOOOO!!!! :o :o :o... That's brilliant idea!! To jest to. Nie wiem skąd, ale w mojej głowie zaczęły się nagle przewalać sceny z filmów o polskiej wsi, ilustrowanych bajek. Tak!! Istotnie, tak chadzano na czereśnie. To teraz tylko ta czereśnię znajdę i muszę to uwiecznić!!!

No i znalazłam piękną czereśnię. I pojechaliśmy do tej czereśni, przejechaliśmy obok i nie zrobiliśmy zdjęć. Bo ów czereśnia rosła przy drodze, na czyimś nieogrodzonym polu, a w pobliżu były tylko prywatne domy, więc nie było gdzie zaparkować. Strach mnie obleciał, że ktoś nas pogodni, że wyleci pies, że będzie awantura, bo nikt nie uwierzy że przyjechali fotografować czereśnię, tylko pewnie opylić z niej owoce.

Tak oto w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na poboczu i wpadliśmy w pole kukurydzy. Zamiast czereśniowej baśni z happy endem macie więc "Januszka z kukurydzy". Taki Januszek wyszedł. Jak Filip z konopi. Taki swojski, swój... No i co Wy na Januszka?

Bo ja mam swoje przemyślenia. Po pierwsze prmio dziwne to czasy, że skromny Januszek kontrowersje wywołał :o. A po drugie primo: czy my aby tego naszego swojskiego Januszka trochę się nie wstydzimy, ukrywając go pod chińskim poliestrem ;)?


Zostawiam Was z tymi przemyśleniami i udaję się na wakacje ;). Nie będzie mnie tutaj przez 2 tyg., ale po powrocie odwiedzę Wasze blogi i nadrobię czytelnicze zaległości. Jak znajdę coś ciekawego, to zamelduję na instagramie, link u góry, wstęp wolny dla Wszystkich :). Wam też życzę, aby ten letni czas obfitował w odpoczynek, spotkania ze znajomymi, rodzinką, abyście zwiedzali wszystkie te piękne zakątki, które są 'pod nosem', a których zwiedzanie zawsze odkłada się 'na kiedyś tam' :).


Zestaw

Bluzka - Modowy Mc Donald's czyli Zara ;)
Spodnie - Dom Mody Lidl
Buty - H&M

sobota, 6 lipca 2019

YAQ DO WŁATQA ??

I tak oto zupełnie niespostrzeżenie nastał lipiec. Czekaliśmy, marzyliśmy o nim w jesienne pluchy i mroźne, zimowe wieczory, a on wreszcie przyszedł. Czas urlopów, wakacji, czas długich dni i ciepłych nocy. Nieważne, czy na Ibizach, czy nad polskim morzem, albo też w rodzinnym mieście: lato jest latem i jest nam tak jakoś lżej na duszy, a przynajmniej mamy wielką ochotę tej wersji się trzymać.

Pomyślicie teraz - dobrze jej pisać, siedzi sobie nad morzem i trzaska posty. Nie tak do końca ;). W tej chwili dopiero chwytam w żagle wiatr - na szczęście wiejący od północy, co znormalizowało przynajmniej chwilowo temperaturę za oknem - i powoli, powoli obieram kurs na 3miasto ;). W minionych dwóch tygodniach jak większość z Was przesiedziałam w nagrzanym słońcem mieście, bez dostępu do morza czy jeziora :(. Zdjęcia zostały wykonane w zeszłym roku, podczas mojego pobytu we Władysławowie. Jako że do "Władka" ciśnie prawie cała Polska - co widać po frekwencji na plaży ;) - zakładam, że poniższe plenery z "władkowego" portu wyglądają dla Was znajomo ;)

...Tylko nie zakorkujcie teraz portu, w kolejce do blogowych zdjęć... ;)

Żeby nie przedłużać: jak do Władka? Najlepiej chyba pociągiem, bo nie trzeba stać w korku :P. W czym do Władka? Najlepiej chyba w aucie, ale tylko jak jest klima ;). Ale w czym po Władku? No ja właśnie tak. Ja we Władq. Zupełnie na luzie :). Na mojej bluzce malowany ptak. Rozpostarty na głębokim granacie Bałtyku, igrający z błękitem pomorskiego nieba. Zachodzące słońce delikatnie oblewa skrzydła ptaka. Zaraz odleci. Jak kolejny letni dzień. Lecz nim to nastąpi wykąpmy się w wieczornym szumie fal, pobiegnijmy wzrokiem za latawcem, niech stopa nasza postanie na piaskowym zamku. Bo lato jest krótkie i szybko mija ;). Kolekcjonujmy więc w głowie kadry, na długie zimowe wieczory ;)



Zestaw - status "Nihil Novi"

Bluzka - Orsay
Spodnie - Orsay
Buty - H&M
Plecak - H&M

sobota, 22 czerwca 2019

TAŃCZĄCA Z WIATREM


Boho - lato, radość, słońce, festival, muzyka do białego rana, pozytywna energia... Przez wiele, wiele lat to była moja druga natura. Dziś mentalnie jest mi do boho bardzo daleko. Sesja ta została zrobiona w zeszłym roku, pierwotnie na potrzeby wyzwania grupy fenomenalnych, ale nigdy nie poszła w eter. No to publikuję dziś.

Zestaw sam w sobie dzięki plenerowi i spódnicy nabrał charakter teatralnego. Umówmy się - nikt nie biega w spódnicy tej długości po ulicy, bo grozi to wybiciem zębów. Widzę już ten obrazek "przydepnąć przodem bucika dół sukienki i łubudu do przodu". Niemniej na zdjęciu wygląda ładnie. Kupiłam ją na głębokiej przecenie - chyba 5. obniżka z rzędu, za kwotę... hmm coś 19 zł. Towarzyszyła mi w przeszłości na pewnym balu, bo to taka spódnica typu "balu, balu lalu", ale na co dzień to się nie nadaje. Bluzeczka natomiast jest ok. Przez krótki moment była jedną z moich ulubionych, nosiłam ją w połączeniu z beżowymi spodniami i mokasynami - dokładnie tymi z poprzedniego posta . Było to bardzo zgrane trio. Do rzeczy mam jednak podejście osobiste, i tak jak moja słynna skórzana kurtka przypomina o dobrych, rock'n'rollowych czasach, tak ta bluzka budzi demony. Bez dodatkowego komentarza. Kropka.

Nie jestem już bohasem. Mimo nazwy bloga. To też taka przestroga, żeby tę nazwę na początku dobrze przemyśleć, podobnie jak np. motyw jaki chcemy wytatuować, "(...)bo inaczej Indianin", jak to mówi Doda ;). Wszystkie drogi prowadzą do Indiana. No to macie Indiankę na pożegnanie z boho. Tańcząca w wiatrem. O ile zazwyczaj narzekam na pogodę, że to słońce za ostre, że to mrok, mżawka i ostrość nie ta, tak z warunków na tej sesji byłam bardzo zadowolona. Niebo przybierało różne odcienie niebieskiego - od pastelowego błękitu po granat, wiatr sprawił, że owa spódnica zaczęła z nim tańczyć, prezentując naszym oczom swoisty spektakl, a na końcu wyszło słońce.


Dziś same starocie:
Bluzka - Orsay (2016)
Spódnica - Orsay
Kurtka - Hedi Klum x Lidl (2017)
Kapelusz - H&M
Bransoletka (Wzór Łemkowski) - mały sklepik w bieszczadzkiej Cisnej.

Zdjęcia wykonał M. Dziech "Junior"


sobota, 15 czerwca 2019

URBAN GARDEN



W głowie mam taki obrazek popularnej w latach 90' ulicznej sondy: wiecie chodzi człowiek z mikrofonem, w tle katowicki Spodek i pyta zawstydzonych przechodniów "A jak Pan/Pani spędza lato?" Jedni mówią "w domu, robię remont", inni "na działce", jeszcze inni "w biurze", czy "pod palami". No i co ja mam powiedzieć? Chciałabym móc pozamiatać system: "Ja, Panie Redaktorze, całe lato spędzam pod palmami !!! :D :D", ale rzeczywistość jest inna. Dwa tygodnie urlopu, a reszta work, work, work ;)... Heh. Obecnie taplamy się w fali upałów, a biuro to nie plaża, i nawet jeśli w mojej branży każdego dnia mogę sobie pozwolić na 'casual friday', to w hawajskich gatkach latać po pokoju jednak tak jakoś nie wypada... Powiecie 'ubierz sukienkę'. OK - sukienki to dobra opcja na upały, zgadza się. Jak mnie przyciśnie, to też ubiorę, chociaż w szafie mam przysłowie "dwie na krzyż", bo wychodzę z założenia, że nie kupuję rzeczy których nie noszę. Sukienkowa za bardzo nie jestem, a lato trzeba przetrwać. Stawiam zatem na rzeczy przewiewne, się rozumie z naturalnych materiałów. Dziś bawełniane spodnie, które goszczą tu od czasu do czasu, a do tego cienka, bawełniana koszula, w której można podwinąć rękawy. Jest biznesowo-casualowo, ale na pełnym luzie. Taka osobista strefa komfortu: nie mam poczucia winy, że moja kreacja będzie niestosowna do miejsca pracy, a jednocześnie noszę co chcę i jak chcę. Dla mnie do biura idealnie. I nie tylko do biura.

Bo musicie wiedzieć, iż Gliwice posiadają palmiarnię i dzięki temu od kilku lat o tej porze roku na wielu zieleńcach w centrum miasta stoją ...palmy :D. To co widzicie poniżej, do fragment rozciągającego się nad gliwickim fragmentem Drogowej Trasy Średnicowej (potocznie zwanej DeTeeŚ-ką) deptaku. Palmy, drzewka, lampki, ławeczki. Miło i stylowo. Prawdzie Miasto Ogród. Jeśli więc te upały mnie już zmęczą i będę mieć wszystkiego dosyć, kupię ogromne, hipsterskie lody rzemieślnicze o smaku prażonych migdałów, i choćby zaraz podjadę się byczyć... pod gliwickie palmy ;)





Uwaga! Zdjęcia zawierają filtry!!! Nie nadużywajcie ich. Nadmiar grozi niesmakiem.

Małe wytłumaczenie: niestety dziś mało zdjęć, bo zrobiliśmy kilka i ... przypomniało mi się, że nie naładowałam baterii w aparacie... I klops, aparat zdjęć odmówił. Jako że jest ich tak mało, to chciałam Wam nieco osłodzić ich oglądanie. Przejechałam filtrami, aby osiągać efekt kadrów filmu fabularnego z lat 70'. Najlepiej o... Miami?? :D. Jak wyszło? Akceptowanie, czy już poniosła mnie ułańska fantazja?


Koszula - H&M
Spodnie - Orsay
Buty - H&M
Torba - Zara

sobota, 1 czerwca 2019

JASNA STRONA: BUTELKI ZWROTNE. NIE MEBLUJĘ RZECZYWISTOŚCI


- To są już szczyty! - usłyszałam, wynurzywszy się z w tej koszulce z mojej mrocznej komnaty codzienności.
- Z jakiej to znowu imprezy przytaszczone??
- Żadnej. Kupiłam w Reserved.
- Czyli nie dość że robisz za reklamowego standa, to jeszcze za to zapłaciłaś. Brawo. Teraz to już na pewno są szczyty.
- Ooooooo.... :o :o :o :} ..... hmmm... ;(

Podejście do tematu. Nie, nie, nie. Nie miałam zamiaru reklamować żadnych produktów, których nawiasem mówiąc na co dzień nie spożywam. Z przyczyn mi znanych. Ale nie ruszajmy tego tematu dzisiaj, przyjdzie na to czas w drugiej odsłonie tej sesji. Bo muszę Wam powiedzieć, że ta sesja jest wyjątkowa pod kątem oświetlenia. Zaczęła się w punkcie złotej godziny, później słońce już zgasło, ale my jeszcze robiłyśmy zdjęcia i wyszły one już dużo bardziej mroczne. Szkoda było zmieszać ten piękny letni klimat z wampirzym undergroundem, więc pierwszy raz w historii bloga zdecydowałam, że podzielę jedną i tą samą sesję na dwie części. Ot taki experimental ;)

No cóż. Nie umeblowałam tej rzeczywistości. Kiedy przyszłam na świat w latach early 80' nie było w świadomości ogółu pojęcia toksyczności produktu spożywczego. Był za to powiew zachodniego świata, a na widok tej brązowej cieczy - niekończenie już ogólnodostępnej - ciekła ślinka niejednemu dzieciakowi. Pamiętam też mądrości życiowe wypisane przez starszych kolegów na szklonych ławkach: "Nigdy w życiu Coca-Cola nie zastąpi ci jabola", czy "Od Coca-Coli się w głowie pie**oli". Czy się nam to podoba czy nie logo Coca-Cola stało się kultowe. Jest wszędzie - w sklepach spożywczych, na stadionach, w przysłowiowej lodówce, no i jak widać w świecie odzieżowym. I nie wiem do kogo trafi rozparcelowane bodajże 49zł, bo tyle mniej więcej kosztowała koszulka. Ile zysku ma z tego producent, ile koncern, ile pani w szwalni. Ja po prostu chciałam kupić koszulkę, która mi się spodobała. Bez żadnego halo.

W tym umeblowanym świecie na wiele rzeczy nie mam wpływu. Jednak było coś jasnego w Coca-Coli przed laty - szklane butelki zwrotne. Kupowałeś - oddawałeś. Fajna filozofia, prosta zasada. Stosuję ją przy kupowaniu nowych ubrań, bo moja szafa w pewnym momencie osiągnęła masę krytyczną. Nie jest w stanie przyjść większej ilości rzeczy. Jeśli planuję kupić coś nowego, robię rekonesans w szafie i znajduję rzecz, dla której muszę znaleźć nowy domek: oddać komuś, zanieść do kontenera. To mocno hamuje zapędy kupowania dla kupowania, kupowania dla wyprzedaży, czy nawet kupowania w sh ze względu na cenę. Tak wpływam na świat w mojej szafie: jak w skupie. Butelki zwrotne.



P.S A Wszystkim Wam Dzieci Małe i Duże życzę najlepszego z Okazji Dnia Dziecka :D !!!!


Dziś same starocie:
T-shirt - Reserved (zeszłoroczna)
Spodnie - Lee
Plecak - H&M
Buty - Vagabond

Zdjęcia wykonała Sonia Dziech