środa, 22 kwietnia 2015

JUST MINE


Przez ładnych parę lat ubranie i muzyka stanowiły dla mnie nierozerwalną całość. Zakochana w Pearl Jam na przełomie tysiącleci, lubiłam przemykać ulicami w swoich HD-kach nie zważając na modę i pogodę, niezależnie od pory roku :D (no dobra, prawie - w mega upałach zamieniałam je na toporne i bezpłciowe sandały z Otmętu - o takie: http://www.butyotmet.pl/sandal-damski-110sp-w70.html :P tak, można samej sobie zrobić takie "kuku"). W owym czasie jeansy przyrosły mi do tyłka, a koszula w biało-czarną kratę służyła długo i wiernie, dopóki nie rozerwała się chyba ze starości. Czy chodziłam ubrana ładnie? Nie. Czy chociaż wyglądałam w tym fajnie? Nieszczególnie.Zestawione razem: źle dobrane jeansy, przyduże t-shirty , koszula i glany zlewały się w nieociosaną, kwadratową bryłę, jednakową w barach, udach i łydkach, z główką na czubku. Czy dobrze się w tym czułam? Bezapelacyjnie. Przecież „słuchałam” grunge’ u! Jasne i oczywiste było dla mnie, że „noszenie się” tak a nie inaczej jest naturalnym elementem przynależności do grunge’owych kręgów i trzeba pozostać wiernym całemu klimatowi. No i nie ma zmiłuj, jak się człowiek zafiksuje - grunge i nic innego, „Nie dla mnie co do techno - od techno można z nudów zdechnąć” itp., itd. Patrząc przez pryzmat czasu, to zadziwiające jak czasami deklarując własną niezależność sami wpuszczamy się w gęste maliny różnych sztucznych ograniczeń.

Dziś nie ma to dla mnie znaczenia, muzyki nie dzielę na gatunki, ale jak wielokrotnie podkreślał już śp.Robert Leszczyński wyłącznie na „dobrą lub złą”. Słucham tego, co mi w duszy gra, niezależnie czy jest to The Rolling Stones czy Zbigniew Wodecki. A jak czuję, że coś mi nie gra, to idę dalej. Podobnie z trendami modowymi. Czasami jest u mnie bardziej klasycznie,czasami boho, sportowo, bardzo rzadko, ale jednak zakładam nawet sukienki i szpilki. To że ja czegoś nie ubieram, bo zwyczajnie czułabym się w tym nieswojo, nie znaczy, że nie podoba mi się kimś. Piękne jest to, w co człowiek wkłada serducho. I to widać.

Dlaczego dziś jest tak jakoś bardziej muzycznie, niż modowo?

Tak jakoś wyszło, że pogoda pokrzyżowała mi plany w sobotę, i zamiast sesji w owocowych kwiatach była sesja w Starej Fabryce Drutu. Było zimno, wiało, przelotnie śniegiem sypało, ale wstyd w końcu bo wiosna, nie łamiemy się i nie wskakujemy w barchany!!! Postanowiłam wykorzystać okazję. Przypuszczałam, że w dniu kiedy w Gliwicach organizowana jest impreza halo!gen teren fabryki będzie otwarty, i uda się tam cyknąć kilka klimatycznych fotek, no i był. Zestaw to taki mój częsty mundurek „koncertowo-festiwalowy”, inspirowany grungem, bo mam sentyment. Wytarte spodnie, kraciasta koszula, bo wygodnie. "Cebulka" na całodniowym festiwalu się przydaje - popołudniu gdy żar leje się z nieba krótki rękawek, lub top, a im bliżej nocy, tym więc na mnie warstw:). Buty płaskie, bo na koncertach lubię poskakać to raz, a dwa łatwiej niż obcasach uniknąć po piwie stanu nieważkości. HD-ków nie noszę już od lat, chociaż dopiero w zeszłym roku zdecydowałam się na ich całkowite usunięcie z szafy. Skórzana kurtka - mam ją od 2008 roku, i nie rozstanę się nią póki będzie dychać! Widziała ze mną kilka OFF Festivali, i jeszcze parę innych,mniejszych, wielokrotnie bywała w Fabryce Drutu, wycierała się po pubach. Jest moją drugą skórą. Kapelutek na dodatek, na koncertach bardziej mi przeszkadza niż pomaga, no ale ma ten plus, że chroni przed Słońcem, i fajnie wygląda :D, a worek z frędzlami - nowy nabytek z H&M. Całość nieszczególnie wyszukana, pomieszana w stylach, ale taka moja, swojska.

A tak w ogóle, to czekam aż wypuszczą na tegorocznego OFFa bilety jednodniowe, bo ma zagrać Patti Smith, o jak milusioo... :)




Spodnie - Orsay
Kurtka - Orsay
Torba - H&M
Kapelusz - Orsay
Golfik - Orsay
Buty - Stradivarius

wtorek, 14 kwietnia 2015

Some Like It Hot…

…czyli po naszemu „Pół żartem, pół serio” , bo tak też należy potraktować dzisiejszą stylizację. Tłumaczenie równie kiepskie, co wytłumaczenie (się), ale co zrobić, kiedy chciałam dobrze, a wyszło jak zawsze :P.

Obiecałam, że paski jeszcze tu wrócą i oto są! Nie sądziłam co prawa, że nastąpi to już za dwa posty, ale biorąc pod uwagę upływ czasu rzeczywistego, to od tej obiecanki minął już prawie miesiąc.

“I don’t want to be cool, I want to be fashion”, jak mawia Anna Dello Russo. No, wiadomo każdy by tak chciał, ale nie każdy potrafi. Są ludzie, którzy mają to „coś”. Wizjonerstwo? Talent? Taką „Bożą Iskrę”, która w naturalny sposób łączy w ich głowach fasony, desenie, kolory, pozwalając wyczarować coś z niczego. Są też tacy, którzy tego „czegoś” nie mają, ale są świetnymi rzemieślnikami. Pracują mniej lub bardziej intensywnie nad przyswajaniem wiedzy na temat typów figur, połączeń kolorystycznych i innych rzeczy, o których dziś nie mam zupełnie pojęcia. Teoria plus dochodzące do niej miesiące, a może i lata praktyki, dają ostatecznie fantastyczny efekt. Pierwszą grupę podziwiam i pozytywnie zazdroszczę, przed drugą chylę czoła, z szacunku dla ich ciężkiej pracy i determinacji. Niestety ja nie należę do żadnej z tych grup. Do pierwszej pewnie przez to, że urodziłam w okresie wyżu demograficznego w PRLu, i jak rozdawali dobry gust, to widocznie musiałam stanąć w kolejce po papier toaletowy, a na to by załapać się do drugiej zabrakło mi czasu, bo życie zaciekawiło mnie i pochłonęło innymi sprawami. Nie piszę tego, aby wyrazić swoją ignorancję dla tematu, wręcz przeciwnie, najwyższy czas nadrobić zaległości, bo prawda stara jak świat "Jak Cię widzą, tak Cię piszą" jest dziś nadal jakże aktualna :P.

Jaki związek ma powyższy wywód z dzisiejszą stylizacją? Ano taki, że w moim przypadku, aby wyjść poza swoje bezpieczne, sprawdzone zestawy: „czerwone spodnie i koszulka w paski” muszę się nieźle naszukać, żeby znaleźć inspirację, a później napocić i namyśleć, żeby przekuć ją w zadowalający mnie zestaw. Tym razem miało być inaczej. Gdy tylko zobaczyłam podany na tacy klasyk w wydaniu Brygidy, czy Audrey : http://runninginheels.com/articles/breton-stripes/ strzeliłam palcami pyk, myk, bingo! Paseczki z lejącym dekoltem w szafie są, skórzane baletki akurat w tym roku wymienione na nowy model (poprzednie udały się na zasłużoną emeryturę), spodnie capri się dokupi, i będzie zestaw marzeń :D. I był. Do momentu, kiedy nie złożyłam tego kupy, i nie postałam minutę przed lustrem. Miało być prosto i sprytnie elegancko, a wyszło "klawo jak cholera", bo całokształt jest kwintesencją Gangu Olsena: przykrótkie gacie Benny'ego, melonik Egona, i wielka torba, z którą zawsze zasuwał Kjeld!


Źródło: www.dfi.dk/faktaomfilm/film/da/240.aspx?id=240

Dostałam ataku śmiechu, i stwierdzam, że ja chyba jednak wolę być cool, niż fashion! Jak dla mnie zestaw bomba, w pasiakach niczym z duńskiego więzienia, które co odcinek groziło sympatycznemu gangowi. Postanowiłam wykorzystać ten wątek w sesji, a wieczorem popędziłam tak ubrana na imprezę. Ojj tak, ten zestaw mimo swoich niedoskonałości zostanie ze mną na dłużej.

Dobra, koniec dywagacji. Zapraszam do fot :)




Spodnie - Orsay
Koszulka - Orsay
Torba - H&M
Melonik - H&M
Buty - Lasocki