sobota, 24 stycznia 2015

TEDDY BEAR COAT


Czekaliście, czekaliście, i końcu się doczekaliście, bo udało mi się znaleźć trochę czasu, i porobić zdjęcia. Pech chciał, że akurat chwilę przed wyjściem z domu zaczął padać śnieg, co nie wpłynęło korzystnie na foty.

Gwiazdą dzisiejszego odcinka jest "płaszczyk z misia" :D. Szczerze mówiąc, od początku sezonu miałam apetyt na camel coat, ale czekałam na przeceny. I tak oto na mój celownik trafiło owo cudo. Ja się na krawiectwie nie znam, i dlatego nie powiem Wam, jak się nazywa materiał płaszczyka, ale od dziecka wiem, że jest to "miś". I przywołuje on wspomnienia, bo zawsze przewijał się na zdjęciach, po wizytach babć i ciotek w NRD. Tylko jakoś płaszcz od Babci był bardziej kudałty...

Cierpliwie przeczekałam wszystkie przebicia cen: 279 -> 200 -> 140 -> 100... taram ,tu famfary, fajerwerki, i jeszcze zniżka 20% w sklepie internetowym. Szaliczek też miła niespodzianka, bo myślałam, że poszły po cenie regularnej 59 zł, a tu w Arenie 3 sztuki śmieją się do mnie z wieszaczka, z metką 25zł. No i jak tu nie przygarnąć takiego szaliczka :P.

Cała dzisiejsza kompozycja zachowana w stylu klasycznym, kolorystyka czarne espresso i brown shugar :D.
"Have a rockin weekend" ;)



Kardigan - Orsay
Torba - Orsay
Płaszcz - Orsay
Szalik - Orsay
Spodnie - Orsay
Buty - Rieker






poniedziałek, 12 stycznia 2015

WINTER MIX


Witam Was w Nowym Roku. Miałam tu małą przerwę, bo jednym z noworocznych postanowień było "WIĘCEJ SPORTU W TYM ROKU". Gdy tylko ucichły fajerwerki, zgodnie z powyższym motto wybrałam się na łyżwy, gdzie na dzień dobry wygrzmociłam się, skręcając kostkę. Co najlepsze nie na lodowej tafli, a na czarnej, gumowej podłodze poza lodowiskiem, jak biegłam do bufetu oddać telefon pod "dobrą opiekę". Nie biegajcie zatem na łyżwach, bo skończycie na kanapie!!!. Skręcona kostka skutecznie mnie unieruchomiła i zablokowała sesje zdjęciowe, o czym trąbie na prawo i lewo, bo mnie nosi, a tu kostkę trzeba oszczędzać. Na szczęście jest już lepiej, i od jutra wracam do dwunożnego trybu chodzenia.

Jak to bywa, brak możliwości wyginania się w samozachwycie do obiektywu daje do myślenia i pobudza kreatywność. Porozglądałam się po mieszkaniu, w poszukiwaniu ofiar sesji MARTWA NATURA II, i padło na kanawałowo-zimowy "must-have".


No to jedziemy:

Brokatowo - karnawałowo, czyli poleje się złota rzeka... :D
Przetestowałam poniższe lakiery zakupione w fajnej promocji 8zł za obie sztuki. Plusem są trwałość - utrzymują się tydzień, oraz wydajność - kryją już po pierwszej warstwie. Minus to cena regularna - ok 17 zł za buteleczkę. Zero różnicy w wyglądzie tego lakieru i tradycyjnego (nie żelowego :) )



Zimie na przekór, czyli moja przetestowana ochrona:

1. Balsam do ciała, stawiający na nogi suchą skórę

2. Pomadka ochronna - od lat używam bebe, bo ładnie pachnie i przynosi błyskawiczną ulgę spierzchniętym ustom

3. Krem ochronny do twarzy na mróz - opakowanie małe, więc trochę nieekonomiczne, ale łatwo można je schować w kurtce narciarskiej

4. Krem glicerynowy do rąk



Mój niezbędnik na wieczorne wyjście :

1. Rozświetlający puder - wiadomo, że rozświetlający, bo wieczorami zimą jest ciemno :P

2. Złoty lakier - hit sezonu

3. Czerwona szminka - bo "jak jest zima to musi być zimno", a gorący kolor ociepla mroźny klimat :P

4. "PURE WOMAN" by Bruno Banani - intensywny z gatunku 'przepiękny dusiciel', jak dla mnie do użycia koniecznie ale wyłącznie zimną i wyłącznie wieczorami :)




A gdy zostaję w domu lektura na zimowe wieczory...



...oczywiście w miłym towarzystwie :)