sobota, 27 kwietnia 2019

LILLY ROSE

Pamiętacie buty, które naprawił mi osiedlowy szewc??? Pisałam o tym daaaawwno temu w poście SZEWSKA PASJA (KLIK). Wtedy byłam na etapie dywagacji, czy zawód szewca jest w ogóle finansowo opłacalny. Między wierszami mówiąc martwiłam się, że mój Pan Szewc nie przetrwa kolejnego roku. I tu kilka pozytywnych wiadomości: otóż ów Szwec is still alive. Na hali targowej ma wciąż swoje stanowisko :). Klientów mu chyba przybyło - i nie ma się co dziwić, bo to dobry fachowiec jest - gdyż czas oczekiwania na naprawę butów wzrósł do 1 tygodnia. Co więcej, Pan Szewc okazał się być człowiekiem bardzo przedsiębiorczym i poszerzył zakres świadczonych usług: dorabia klucze, ostrzy noże i nożyczki, a do dezynfekcji butów zakupił specjalną maszynę :). Full serwis normalnie. Drugą dobrą wiadomością jest to, że buty które Szewc mi naprawił kilka lat temu ciągle mam - jak z resztą widać na załączonych poniżej obrazkach. Co prawda zdjęcia pochodzą z zeszłego roku, ale buty zapewniam Was do dziś mają się wyśmienicie. Różowy nie należy do moich ulubionych kolorów, niemniej czasami zamiast umartwiać się na zapas, lepiej spojrzeć na świat przez różowe okulary :).

A jeśli o różowym mowa, to jest on dziś kolorem dominującym. Zdjęcia zostały zrobione na Placu Rzeźniczym w Gliwiach, który został obsadzony 13 pięknymi drzewkami. Drzewkami które nie dawały mi spokoju, bo niby podobne do wiśni, ale bez owoców, i te kwiatki jakby wiśnia, ale jednak nie nasza. Pogooglałam trochę (inaczej nie byłabym sobą, lub umarła z ciekawości) i wg miejskich źródeł jest to wiśnia piłkowana (Cerasus serrulata G. Don.) – popularnie zwana wiśnią japońską. Bardzo chciałam mieć w tym miejscu zdjęcia, więc na tę okazję musiałam ubrać coś odpowiedniego. Takie czasy, że ubranie pod okoliczności przyrody dobieram, coby kakofonii kolorystycznej nie było no... Jak szaleć to szaleć. Koszula pochodzi od Massimo Dutti, i kupiłam ją za całe 50 groszy polskich. Upolowana w sekcji "na wagę" osiedlowego SH. W tym samym też miejscu zakupiona została widoczna na zdjęciach jeansowa kamizelka. Ta była rzeczą wycenioną - czyli wiecie, ten moment w ciucholandzie gdzie kończy się klasa ekonomiczna i zaczyna business class ;) - kosztowała 9 zł. Proszę mieć zatem na uwadze, że jest rzeczą bardzo ekskluzywną. A tak poważniej mówiąc: naprawdę, po odrzuceniu kapelusza i okularów, które robią tu pewną ekstrawagancję, mam zwyczajny, codzienny zestaw z którego chętnie korzystam w pracy. W tej kamizelce i butach jestem jak firmowy szeryf, pilnujący ładu i porządku :D!


Dziś same starocie:
Kapelusz - Orsay
Spodnie - Lee
Koszula - Massimo Dutti (SH)
Buty - Lasocki

Autorem tych pięknych ujęć jest Sonia Dziech z myblackandwhitefashion

sobota, 13 kwietnia 2019

KWIAT JABŁONI


Wiosenna pogoda sprzyja temu by chwycić za aparat i zanurzyć w leśnej zieleni, zamiast siedzieć na internetach ;). Dziś będzie mało stylowo. Wleciałam do domu po pracy z prędkością tornada i głośno oznajmiłam "Idziemy fotografować kwitnące drzewka, tylko szybko bo szkoda słońca!!!". Ubrałam przysłowiowe "co bądź" (tak - koszulkę z napisem 'slowlife' nosiłam od rana) i dopiero na zdjęciach widzę, że trzeba było stópki chociaż w trampki przyodziać, żeby nie wyglądało tak topornie. Myślę, że gdybym podwinęła nogawki, to też było trochę lepiej, bo dookoła kostki zrobiłoby się trochę "masywniej", byłoby bardziej proporcjonalnie i zniknąłby efekt Charliego Chaplina: pozwijane za długie spodnie u dołu i wielki but. No trudno - w końcu to rzeczywistość i wiadomo - nie zawsze jest perfekcyjnie ;). Zapamiętam sobie na przyszłość :). Z resztą - główne skrzypce w dzisiejszym poście gra Kwiat Jabłoni, a to co mam ubrane to tylko improwizowany dodatek.

Na co dzień często muszę nakręcić sprężynę i działać na autopilocie. O poranku, między mieszkaniem a parkingiem istny ze mnie kierowca bombowca. Nasz Pan Dozorca ma często taki widok: lecę ja, tuż nad moim prawym ramieniem niczym szybowiec sunie plecak z laptokiem, w lewej ręce jak chorągiewka trzepocze torba ze śniadaniem, a w moim uchu aktywnie działa już zestaw słuchawkowy bo jestem on-line ze światem. Wiecie - wiadomo: "Halo wieża, halo wieża, dziś piękny słoneczny dzień, a ja mam tyle do zrobienia, że nie wiem co olać pierwsze :o :o :(((". Jeśli ktoś kiedyś zza rogu wyleci mi pod prąd, to będzie niezła kraksa. W mojej głowie zapala się więc wątek czujności: "Ludzie zejdźcie z drogi, bo bombowiec leci". Oczywiście w rytm piosenki o listonoszu co 'jedzie' ;) (swoją drogą - o co chodzi? był tak zapracowany, że nie zdążył się wykąpać czy co??? :P. Dobra koniec głupich żarcików - nie odpływajmy od tematu.) W tym locie uśmiecham się i krzyczę "Dzień Dobry!!!! :)))"
- Dzień Dobry, znowu mamy Dzień Świstaka!!! - odpowiada z uśmiechem Pan Dozorca.

No niby tak, ale coś jednak się zmieniło. Odkąd odkryłam Kwiat Jabłoni, w takich właśnie chwilach zaczyna dodatkowo śpiewać w mojej głowie Jacek Sienkiewicz:

"Już 8 rano, wiadomo,
że nie zdążysz więc
Nie trzeba biec "


Tak daleko mentalnie jeszcze nie jestem, żeby nie biec i zaryzykować że nie zdążę ;). Ale jeśli mam chwilę to zwalniam. Zwalniam zgodnie z filozofią #slowlife ;), "zatrzymać się, podziwiać, kontemplować". Staram się korzystać ze słońca i doceniać przyrodę napotkaną na polnym tracie, który często przemierzam na kijkach czy moim dwukołowcu. Podziwiam kwitnące, dzikie jabłonki, bo kwitną tylko krótką chwilę, a następna tak przyjemność dopiero za rok.

Niech zatem na "Dzień dobry" przywita się z Wami rodzeństwo Kasia i Jacek czyli Kwiat Jabłoni, a ten optymistyczny muzyczno-wizualny klimat towarzyszy Wam dziś i cały przez nadchodzący tydzień :). I bardzo Was proszę - posłuchajcie, naprawdę warto, bo to prawdzie diamenty!!!




Kwiat Jabłoni, znacie, słuchacie?? Polecam!! :)



Dziś same starocie:
Płaszcz - Orsay
Spodnie - Lee
T-shirt - Sinsay
Buty - Reebok

sobota, 6 kwietnia 2019

POCZTÓWKA ZE STARÓWKI

OK - stało się. Zatopiona we wszystkie pinteresty i inne instagramy dałam się uwieść beżowym lookom. Poszłam w komercję i wyglądam jak ...Wszyscy??... No ok. Nie mówię, że jest mi z tym jakoś szczególnie źle. Może nie podkreśla to jakoś mojego indywidualizmu, ale dobrze jest czasem mieć na sobie coś, co dobrze wygląda. Jak mawia Prezes Ochódzki "Wysoka Izbo! Dobrze jest, że ktoś ma dobrze. I bardzo dobrze!". W tym wypadku dobrze mam ja i dobrze mi z tym. Dla uproszczenia umówmy się, że mamy tu do czynienia ze swoistym 'Atakiem Klonów'. Ufff... jakoś ten przekaz mniej czy bardziej zgrabnie z siebie wydusiłam. Nie jest to osobliwość warta wielkiej dyskusji, więc jeśli ten nieprzyjemny fakt mamy już wyjaśniony, to możemy przejść do dalszej części posta.

Jak wiecie, eksperymentuję ostatnio na różnych płaszczyznach. Poniżej opis warunków, w jakich wykonywaliśmy dzisiejszą sesję. Można zawsze napisać: musieliśmy poszukać jakiegoś sensownego tła, co było trudne jak zwykle, a do tego pełno ludzi wokół, godzina za wczesna, słońce za ostre. Wszystko to jest oczywiście zgodne z prawdą. A można spojrzeć na świat inaczej :). Zapraszam do lektury, chociaż delikatnie mówiąc majstersztyk literacki to raczej nie jest, ale może kiedyś opiszę coś lepiej. "Übung macht den Meister" ;).


Zapowiadało się zupełnie zwyczajnie. Kolejna sobota. Jedna z wielu pięknych sobót, jakie jeszcze w tym roku nastąpią. Po wyjściu z samochodu powędrowaliśmy w głąb starówki w poszukiwaniu miejsca, z którego odjeżdża wehikuł do lat 70. Prototypy tych pojazdów były prezentowane "O północy w Paryżu". Niestety wpadliśmy w sam środek fali samochodów i ludzi płynących wąskim brukiem starówki. Zamiast robić swoje, co chwilę schodziliśmy z ulicy spłoszeni nadjeżdżającym autem i zaciekawionym spojrzeniem gapiów. Przez dłuży czas nie mieliśmy żadnego zdjęcia. Mimo lekkości powietrza atmosfera robiła się nerwowa.

Uliczne latarnie leniwie kładły się cieniem w blasku popołudniowego słońca. Tak naiwnie i bezmyślnie... Samobójczym gestem rzucały się wprost pod koła sunących samochodów. Ginęły, by po chwili znów odrodzić się w promieniach światła. I nie wiem już, czy to ich niemy krzyk, czy wewnętrzny głos podnoszącego się we mnie ciśnienia kazał mi podjąć środki ostateczne. Zmrużyłam lekko oczy i delikatnym skinieniem głowy wysłałam w kierunku Fotografa sygnał aprobaty. Zaczęliśmy strzelać. Do ludzi, do samochodów, do starej kamienicy naprzeciwko. Fotograf przyłożył twarz do optycznego celownika ze snajperską precyzją wymierzył i we mnie, oddając serię strzałów. Raz, dwa, trzy... W powietrzu słychać było nerwowy spust migawki. Bo cel uświęca środki... Był to jedyny sposób, by ocalić te chwile i dziesiątki istnień latarnianych cieni przed zapomnieniem... Oraz skompletować materiał do posta :D.


Elementy z kolekcji z poprzednich sezonów:
Spodnie - Lee
Buty - H&M
Koszulka - Orsay
Torba - Stradivarius

Z nowych nabytków:
Marynarka - MLE Collection
Okulary - nie wiem co to, było w TESCO :)