czwartek, 29 października 2015

WILL I SURVIVE?


Dziś będzie banalnie (to akurat nie nowość) i krótko (jak na mnie :P).

Wczoraj w TK Max - czyli z życia wzięte:
Syn (lat ok 16): patrz Mama, jaki fajny bidon. Super plecak tam znalazłem, chodź pokażę Ci!!
Matka: absolutnie! O żadnym plecaku nie chcę słyszeć, dopóki nowych butów sobie nie wybierzesz!! Będą buty, będzie plecak!
Syn: O nie, buty, po co buty, mam już jedne buty! Muszę? Nie chcę!!!

To się nazywa minimalizm :P.


A tak z innej beczki, to tajemnicą nie jest, że moje ikony stylu kotwiczą w latach 70' (dobra, czasem zahaczają o bardzo późne 60'), a jak wiadomo „Moda przemija, styl pozostaje”, czego owe Pani są najlepszym przykładem:

Bianka Jagger wczoraj i dziś - źródło: internet"


Patti Smith wczoraj i dziś - źródło: internet"


Ponoć w tym sezonie zbliżamy się do garniturowego bumu, więc i ja odświeżyłam sobie zestaw pamiętający jeszcze studenckie czasy. Spodnie i żakiet nie są kompletem. Spodnie zostały kupione w "tworze", którego dziś już nie widuję w galeriach: sklep "Pimkie" - czy jakoś tak. Nie wiem doprawdy jak było to możliwe, bo z tego co sobie przypominam, asortyment sklepu zawsze był dla filigranowych baletnic, a ja w owym czasie jak i dziś z resztą do takich się nie zaliczam. Trzeba jednak przyznać, że te spodnie nigdy jeszcze nie leżały tak dobrze jak dziś - w domyśle nie były tak pięknie luźne ;). Podczas egzaminów musiałam wyglądać więc w nich jak śliwka wepchana w knedel. I oczywiście z glanami na nogach. No trudno, było minęło :P. Żakiet dokupiłam chyba dopiero rok, czy dwa lata później w Orsay'u. Dzisiejsza bluzka to kolejny skarb z osiedlowego ciucholandu i zapłaciłam za nią całe 13 zł :P. Mam nadzieję, że za "dziesiąt" lat będę wyglądać w garniturze równie dobrze jak owe Panie. Celowo wybrałam akurat te dwie, bo chociaż obydwie nosiły "garniaki", to ich styl jest zdecydowanie różny - elegancka Bianka vel. rockowa Patti. Mnie raczej bliżej do Patti, bo jednemu nie można zaprzeczyć - chyba mamy tego samego, rąbniętego fryzjera :P.

(Temat butów pominę cichaczem, bo póki co nie mam innego pomysłu na fajniejszy zamiennik. Kto ma, niech koniecznie pisze! ;))



Żakiet - Orsay
Buty - Mohito
Spodnie - Pimkie
Kapelusz - H&M
Bluzka - Atmosphere (sh)
Torebka - Mohito

czwartek, 22 października 2015

ALL MY JOB IN VAIN

"W dzień gorącego lata", bo wtedy zaczyna się owa historia, zmęczona lejącym się z nieba sierpniowym żarem, zatęskniłam za jesienią. Tak prawdzie, szczerze zatęskniłam. Pomyślałam o jesiennych barwach, przyjemnym chłodzie za okem, i o tym co będę nosić w nadchodzącym sezonie. Wtedy właśnie wpadła w me oko niczym burza Rebecca Minkoff ze swoją jesienno-zimową kolekcją, która w całości zrobiła na mnie piorunujące wrażenie.

źródło: vogue.com


I właściwie wcale się sobie nie dziwię, bo jeśli wierzyć artykułowi z Vogue, to kolekcja powstała pod wpływem książki Patii Smith's "Just Kids", co tym bardziej niezmiernie mnie cieszy, i jest kolejnym przykładem udanego związku mody z muzyką.

Podążając indiańskim zwyczajem tropienia śladów, postanowiłam wytropić, co oferuje moja szafa, gdybym przykładowo chciała odtworzyć sobie jeden z zestawów w ramach zasobów własnego rezerwatu. I co się okazało - ilości wcale nie były takie śladowe, bo znalazły się tam całkiem zdatne: tunika, i kapleusz i torebka. Brakowało mi kluczowego elementu ... butów :(.

Porządne, wysokie kozaki z frędzlami marzyły mi się od dawna, ale albo ciężko było z ich obecnością w sklepach, albo kasa z mojej kieszeni wymiękłaby przy kasie sklepowej, więc rezygnowałam. Tym razem pomyślałam jednak, że może środek lata, to dobra pora na zakup kozaków, może coś zalega w magazynach jeszcze od zimy, albo zeszłorocznej jesieni i trafi się w niskiej cenie, bo kto normalny wylegując się w 35 stopniszczach nad Bałtykiem czy innych topikach, myśli o zakupie kozaków. Tak oto po kilku dniach poszukiwań znalazłam na answer.com ten okaz (klik) . Dziś cena to 299zł, a wówczas 179zł :D. Dobrałam sobie kilka drobiazgów, aby dobić do 200 zł, bo podczas pierwszych zakupów przy tej kwocie dostałam bon na 50zł, a przesyłka była darmowa :). Za całą paczuszkę zapłaciłam więc 150 zł, i byłam przy tym szczęśliwa jak mały, złośliwy trol co wykiwał system :P.

Czarne pióro było kiedyś kolczykiem, ale jeden zgubiłam, więc wyglądałabym jak Indianin z serialu "Renegade". Przetransformował się w zawieszkę na szyji. Kolczyków nie miało być w ogóle, ale same napatoczyły się w Orsay'u, więc nie porgardziłam.

Tylko kurczę jest mi trochę smutno, bo reasumując nie miała to być historia o butach i surdutach.

Paradoksalnie kilka dni później, po tym jak przyszły do mnie kozaki, Artysta wielokrotnie kontrowersyjny (z którym w wielu kwestiach ciężko się zgodzić) porzucił kowbojki, ogłaszając tym samym koniec okresu biesiadnego. Obecnie wbija się w idiotyczne jazzówki. I mam tylko nadzieję, że nie będą one nikogo uwierać. Trzymam kciuk, bo zamierzam ów projekt bacznie obserwować.

Najlepsze są niczym nie zmącone "proste historie". Miało być prosty post - a wyszedł spagetti western, miało być klimatycznie - a weszliśmy na peron - remont wrze, wiatr zawiał - włosy totalnie się rozwichrzyły, wyszło słońce - aparat zwariował, naszyjnik z piórem zlądował na brzuchu. Ehh.. ALL MY JOB IN VAIN.


P.S. No i przepraszam, że jest mnie w ostatnich dniach na Waszych blogach jakby mniej - ten tydzień jak film Hitchcock - rozpoczął się od trzesięnia Ziemi, a następnie napięcie rośnie. Po raz kolejny obiecuję się poprawić !!!.






Sukienka/Tunika - Orsay
Buty - River Island
Kolczyki - Orsay
Kapelusz - H&M
Torebka - Stradivarius

poniedziałek, 12 października 2015

WILD, WILD WINE(house)

"Zobacz, ile jesieni!
Pełno jak w cebrze wina,
A to dopiero początek,
Dopiero się zaczyna."


              Julian Tuwim

Nie wiem jak to się stało, i kto był inicjatorem tego powiązania, ale w tekstach często motyw wczesnej jesieni, babiego lata występuje z winem. Takie mam przynajmniej wrażenie :). A przykład który mi się napatoczył jest tytanową kotwicą w mojej głowie, bo w szkole podstawowej przerabialiśmy go cały miesiąc !!! (Tak Panie Krzysiu, i jak Pana lubię i szanuję, tak było to przegięcie. Mówiłam to wówczas i mówię teraz - po trzech tygodniach miałam ochotę puścić pawia, który nie ma nic wspólnego z pawiami jakie spotkać można spotkać w Warszawskich Łazienkach).

No mniejsza o to. Swoją drogą, to co jest za mną mogłoby być dzikim winem, ale niestety nie jest. Szkoda. Umownie więc, przyjmijmy że to dzikie winorośle, ujrzyjcie je tam proszę, a ja będę udawać zdziwienie w stylu "jak mogłam tego nie zauważyć" i się ucieszę :P ;).

Ponoć wino im starsze tym lepsze. Wychodzi na to, że z blogami jest tak samo :). Początki bywają nieśmiałe, nieokreślone, a później człowiek powoli się rozkręca, jak we wszystkim nabywa doświadczenia, teksty stają coraz ciekawsze, stylizacje coraz fajniejsze - uruchomiona zostaje kreatywna twórczość dla zasobów własnej szafy, z czasem zmienia się i szablon, i blog zaczyna tworzyć spójną apetyczna całość, aż miło popatrzeć. To wszystko jednak nic. Najfajniejsza jest więź z czytelnikami, a raczej czytelniczkami bo to one tu przeważają :). I nie ma co czarować - blog bez czytelników jest jak spektakl bez widowni, czy koncert bez widza. Określając więc moje podejście do blogowania powołam się na wypowiedź klawiszowca Amy Winehouse:

Amy always used to say to me that that was her dream, really, to play in jazz clubs to small audiences

Jako, że w wielu dziedzinach przedstawicielką mainstreamu nie jestem, więc tym bardziej po roku blogowania, który niedawno upłynął, dziękuję każdej z Was (z tego niewielkiego lecz znakomitego wino-GRONA), która średnio raz w tygodniu gości w moim offowym blogowym klubie i czyta te wypociny, wiedząc że i tak żadnej modowej inspiracji-rewelacji tutaj nie znajdzie. Dziękuję!

Mam w głowie pewne zmiany na Bohemian Street, natomiast nie chwalę się, bo lepiej nie wiedzieć i zrobić, niż obiecać i spocząć na laurach.

Żeby nie przedłużać - wszystko poza rewelacyjną paisley tuniką za całe 8zł z sh, gościło już na blogu tylko w innych kombinacjach. Noo i jeszcze "szaliczek" - w tej roli wystąpił pasek od sukienki :). Koneserów muzyki i wina z okazji tej małej rocznicy zapraszam kilkuminutową ucztę na końcu posta, polskim zwyczajem wino, śpiew i kobieta :).


Spodnie - Orsay
Tunika - Atmosphere(sh)
Kamizelka - Orsay
Buty - Stradivarius
Kapelusz - H&M
Torebka - Stradivarius


poniedziałek, 5 października 2015

POSTCARD FROM PARIS


Miłość jest bezinteresowna. Zamiłowanie do prosty jednak się opłaca. Zwłaszcza wtedy, gdy się leci tanimi liniami do światowej stolicy mody, i cały rozumiany przez siebie szyk trzeba zmieścić w bryle o wymiarach 55x40x20 cm. Dziś przesyłam modową pocztówkę z Paryża. Własnoręcznie zaprojektowaną na podstawie tego, co wpadło mi w oko. Rok temu „wymarzyło” mi się deszczowe niebo nad Paryżem… i jeszcze w trakcie lądowania bardzo szybko tego pożałowałam… ;). Paryż przywitał nas deszczem, który towarzyszył nam przez większość czasu. Dopiero ostatniego dnia wyszło słonko, czego nie omieszkaliśmy wykorzystać. Domy mody mają swoją filozofię, a jak wiadomo ulica rządzi się własnymi prawami. A na paryskiej ulicy czuć już jesień – płaszcze, kozaki kapelusze. Po kolei. Trzy trendy (zjawiska ?), które przyciągnęły moją uwagę:


CZERŃ
Champes-Ellyse tonie w czerni, pięknej klasycznej czerni: małe czarne, golfy, spodnie, wysokie kozaki, trencze, total look. Nie jest to bynajmniej widok smutny, ani nudny! Kobiety różnych narodowości, koloru skóry, typu urody przyodziane w czerń i piękny uśmiech na twarzy. Coś fantastycznego.


TRENCZE
Tak, klasyczne beżowe trencze , chociaż spotkać można było też granatowe i czarne. W wydaniu damskim i męskim. To drugie ujęło mnie zwłaszcza, gdy zobaczyłam eleganckiego mężczyznę lat około 50, w czarnym garniturze, eleganckich półbutach i beżowym trenczu poruszającego się po ulicy… rowerem :D. Stylowym, holenderskim. Żałowałam że nie miałam aparatu pod ręką, bo widok u nas ciągle jeszcze nie spotykany.


PASKI
No właśnie – z przewagą czarno-białych. Czasami miałam wrażenie, że większość kobiet –ze mną włącznie – o paryskim stylu wie tyle, ile o piłce nożnej: „Piłka jest okrągła, a bramki są dwie”, wiecie na zasadzie: Elegancja Francja, a paski są poprzeczne. Rożne kombinacje rozstawienia, szersze, węższe, byle pasiaki. No i tu już muszę przyznać, że w przeciwieństwie do klasycznej czerni, w pasiaku nie każdy już wyglądał dobrze.

Słowem klasyka pełną parą i na topie, inwazji boho jakby mniej niż u nas – fedory głównie na głowach turystek z Azji, a jeśli wypatrzyłam na ulicy jakieś ciekawe bohemianki, często po przejściu obok nich okazywało się, że to .. Polki . Frędzle też w wersji bardzo subtelnej – jedynie na torebkach.

Niestety nie miałam ze sobą żadnego kapelusza, bo jak wiadomo chucham na nie i dmucham, i zawsze mam schiza, że zgubię go gdzieś na lotnisku, albo zostanie zdeformowany w schowku przez czyjś bagaż podręczny. Stylizacją nie zaskoczę, bo w ogóle mało rzeczy miałam. Dwie znane Wam pary spodni: beżowe chino i czarne cygaretki (nie obnoszone ze względu na pogodę), trzy pary butów: adidasy – najczęściej wykorzystywane podczas deszczu, moje wygodne mokasyny i czarne baletki (także nie ubrane z przyczyn pogodowych), oraz klika koszulek. Dobrze, że w ostatniej chwili wrzuciłam do plecaka czarny golfik i sweterek „tak na wszelki wypadek”, bo przecież i tak się nie przyda w ciepłym i słonecznym Paryżu… Mój błąd . Nowością jest mała, czarna torebka – zakupiona tuż przed wyjazdem, bo poprzednia zakończyła swój żywot, oraz lekki lokalny nabytek „I love Paris” – prezent od fotografa – służący podczas pobytu do przechowywania niezbędników na deszcz, czyli peleryny i adidasów. Jedna rzecz jest jednak w Paryżu niezawodna: jak nie wiesz w co się ubrać, ubierz się w czerwoną szminkę :)
Miłego oglądania życzę ja - kobieta o dwóch torbach ! :)

Informatyk wszędzie znajdzie "blue screen" :P :D

Spodnie - Orsay
Golfik - Orsay
Sweter - Orsay
Kurtka - Big Star
Buty - H&M
Torebka - Mohito